Nie powiem, ledwo powłóczyłam nogami w tym tygodniu, ale jak w środę weszłam do Mango i zobaczyłam te charakterystycznie posegregowane wieszaki, jednakowoż jeszcze bez pomarańczowych naklejek na metkach, zmrużyłam chytrze oczy, uniosłam (w duchu) palec wskazujący i pomyślałam ACHA! Nie ze mną te numery Brunner! Po czym upatrzyłam sobie kilka interesujących egzemplarzy i wyszłam z nowym duchem, który uprzednio na widok owego zaszeregowania wieszaczków wstąpił we mnie był. Następnego dnia z triumfem zakupiłam już za pół ceny topik w groszki oraz spódnicę w paski (piękną, mówię Wam, z pomarańczowym sznurowadłem w talii) i w tym samym momencie, rzecz jasna, temperatura spadła do szesnastu stopni i zaczęło padać. Ale fakt jest faktem: rozpoczęła się moja ulubiona pora roku! PORA WYPRZEDAŻY.
A poza tym, to myślę sobie melancholijnie, że jak facet zgadza się (Z ZACHWYTEM) oglądać ze mną w knajpie półtoragodzinny kryminał o zamordowanej piłkarce, bez przerw na reklamy, w języku z którego rozumie jakąś połowę i niespecjalnie przepada za kryminałami, i na końcu jest tak samo zachwycony jak na początku, to ja (w obliczu wydarzeń przeszłych) właściwie sama nie wiem, co o tym myśleć.
Ale przynajmniej to nie Irlandczyk.
synafia said,
20/06/2011 @ 08:26
Tak Cię czytam i czytam i ugruntowuje się we mnie przekonanie, że świetnie dziś wyglądasz! 🙂
Mariposanegra said,
20/06/2011 @ 08:44
A co…? Dlatego że nadal jest 16 stopni i kropi i nie mogę włożyć spódnicy ze sznurowadłem…? 🙂
synafia said,
20/06/2011 @ 10:35
Byłam pewna, że już ją masz na sobie 😉
Mariposanegra said,
20/06/2011 @ 11:00
Hyhyhy, no nie, do pracy to trochę mi się wydała nie teges, ale w piątek wieczorem miałam 😀
synafia said,
20/06/2011 @ 11:49
Czyli miałam rację, wyglądasz świetnie! Tylko że miałam ją w piątek 😉