Rozmawiamy którejś niedzieli. Ja, cała przejęta, opowiadam że byłam biegać, że w lesie, że cudnie, że śnieg topnieje, ptaszki świergolą, słoneczko świeci, i że to powietrze i że godzinę, że pełna energii jestem i że tak dobrze robi…. On wysłuchał cierpliwie i w milczeniu, po czym, tonem złowieszczym, bardziej stwierdził niż spytał I teraz jesteś przeziębiona. Na to ja prychnęłam tylko z pogardą, że phy, że niby JA, przeeziębiona, pff, też mi coś, w życiu się lepiej nie czułam!
Jeszcze tego samego wieczora zaczęło mnie boleć gardło. Dnia następnego do gardła doszedł zapchany nos i zatoki.
Więc się zapytuję jak ten baca z kawału: Prorok kurwa, czy co??
***
Tak mi się przypomniało, bez związku właściwie, bo telefon zadzwonił dziś o 8.23, kiedy właśnie zastanawiałam się niemrawo czy najpierw zrobić kawy czy najpierw poszukać szlafroka. I jakoś od razu bardziej obudzona jestem.
aselniczka said,
24/02/2010 @ 09:42
Szlafrok najpierw. Bo z gołym zadkiem słabo się robi kawę, kiedy czajnik stoi w oknie…
(A w ogóle między szlafrokiem a kawą to jest prysznic i zęby.)
Mariposanegra said,
24/02/2010 @ 09:53
Coś Ty, zęby po kawie zdecydowanie, a prysznic na samym końcu, potem już tylko coś bardziej wyjściowego niż szlafrok i w drogę 🙂